wtorek, 31 grudnia 2013

NOWY ROK!!!!!

MOI KOCHANI!!!
Witam was serdecznie w 2014 roku!
Życzę wam tych wszystkich dupereli, które się normalnie życzy, ale również ( a może przede wszystkim?? ) CIERPLIWOŚCI I SZCZĘŚCIA.
No to tyle odemnie.
I jeszcze:
Wznosimy toast!!!

Pozdrawiam
~Akira xoxo
( macham obiema łapkami i rozlewam bezalkoholowego szampana )



środa, 25 grudnia 2013

Alois x Hannah Black Butler

Mały , blondwłosy chłopiec szedł wiejską drogą. Rozglądał się na wszystkie boki. W małych rączkach niósł różne rzeczy, od mało cennych naszyjników po klejnoty i szlachecką biżuterię.
-Luka? Luka, gdzie jesteś?!- zawołał. Nagle jego wzrok przykuło coś świecącego. Schylił się i zobaczył pierścień z wielkim rubinem.
Rozejrzał się ponownie i zauważył więcej świecidełek.
Poszedł w ich kierunku.
Na końcu szlaku leżał twarzą do ziemi chłopiec. Rudobrązowe włosy były porozrzucane we wszystkie strony. Ubranko miał nadszarpnięte jak u blondyna stojącego nad nim.
-Luka, mówiłem ci tyle razy, że masz skończyć z tymi żartami!- podniósł go i przekręcił na plecy.


 Ładne, brązowe oczy kiedyś pełne iskierek szczęścia, teraz były puste i patrzyły w dal.
-Luka? Luka?! LUKA!- krzyczał blondyn potrząsając małym ciałkiem. Z niebieskich oczu potoczyły się łzy.
-Luka, co ci się stało? Co ci zrobili?- chlipał. Mała główka opadała na obydwa boki w rytm potrząsania.
-LUKA!- przerażający krzyk rozdarł dymiące się powietrze zalegające zgliszcza wioski.

                                                                           ***
Alois obudził się zlany potem. Złapał się za włosy i pociągnął w dół.
-Hannah.- wyszeptał- Chodź tu.
Kilka chwil później przyszła pokojówka z srebrną tacą wyładowaną po brzegi.
-Tak, paniczu?- zapytała.
-Odstaw tacę.- rozkazał młody arystokrata. Hannah posłusznie odstawiła przedmiot na szafkę nocną i wyprostowała się świdrując chłopca niebieskimi oczami.
-Miałeś znów koszmar, paniczu?- zapytała łagodnie. Alois kiwnął smutno głową.
-Hannah?
-Tak, paniczu?
-Przestań mówić do mnie paniczu.
Kobieta uniosła brwi.
-A jak mam do ciebie mówić w takim razie?- chłopiec przekrzywił głowę w prawą stronę patrząc  w podłogę.
Po chwili uśmiechną się i podał jej rękę mówiąc:
-Jim Macken.- demonica wpatrywała się jeszcze chwilę w niego ze zdziwieniem po czym odwzajemniła obydwa gesty.
-Hannah Anafeloz.- uścisnęli sobie ręce i patrzyli w milczeniu.
-Mogłabyś spać dziś ze mną?- zapytał chłopiec.
Uśmiech zagościł na twarzy niebiesko-włosej.
-Dlaczego nie?- Alois uśmiechnął się szeroko i posunął robiąc miejsce pokojówce. Hannah natychmiast przygarnęła do siebie chłopca tuląc go do piersi.
-Gdybyś wiedział jak często jesteś podobny do Luki.- wyszeptała całując go w czoło.
-Naprawdę zjadłaś jego duszę?- zapytał ściskając mocniej materiał jej koszuli nocnej trzymany w dłoniach. Ona tylko westchnęła.
-Nic nie poradzę, musiałam to zrobić. Ale przyrzekłam, że twój brat zawsze będzie we mnie żył.- powiedziała głaszcząc go po głowie- Był jedyny w swoim rodzaju. Zresztą jak ty.- zachichotała- Niecodziennie dziecko wydłubuje ci oko.
Alois schował głowę pod kołdrą.
-Przepraszam cię. Coś mnie wtedy napadło i...- przyłożyła mu dłoń do ust uśmiechając się lekko.
-Nie masz za co. Zresztą, kiedy to było!- zaśmiała się głośno- Już nawet tego nie pamiętam.
Alois wpatrywał się w nią z uwagą.
-Przecież to niemożliwe. Musiałaś zapamiętać to. I musiało boleć...- wzdrygnął się na samą myśl.
Hannah westchnęła.
-Owszem bolało. Czułam się wtedy jakbyś próbował mi rozłupać czaszkę.
Chłopak zapłakał w poduszkę. Demonica chwyciła jego policzki i patrzyła jak łzy wielkości grochu spadały na pościel, aby po chwili wsiąknąć.
-Jestem straszny.- zachlipał- Jestem potworem w ludzkim ciele. Nie powinienem się nigdy urodzić.- zamknął oczy rozważając, jak to się stało, że ludzie go znoszą.
-Och, Jim... Każdy ma jakieś wady.- powiedziała ponownie głaszcząc go po głowie. On pokręcił tylko głową.
-Ja nie mam wad. Ja z nich jestem stworzony. - łzy z każdą chwilą były coraz większe. Kobieta wyciągnęła chusteczkę i wycierała każdą kroplę jaka się nawinęła.-Nie zasługuje nawet na to , żebyś mnie przytulała. Jesteś za dobra.
Uśmiechnęła się ponownie.
-Czy demon czy człowiek, nie zmienisz jego natury. Nauczyłam się taką byś od początku moich narodzin. A ty, mimo, że uważasz się za potwora i tak potrafisz być kochany.
Alois westchnął głęboko i wtulił się w nią bardziej.
-Hannah, zaśpiewaj mi kołysankę.- pokojówka objęła go ramionami i zaczęła nucić cichą, spokojną melodię. Potem doszła do tego piosenka. Śpiewała, aż młody arystokrata nie zasnął.
Pocałowała go jeszcze raz w czoło i szepnęła:
-Dobranoc, Aloisie Torancy.
Po czym sama zasnęła z uśmiechem na twarzy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jeszcze kilka obrazków ode mnie :















Pozdro!
~Akira xoxo






Ogłoszenie patafialne!

Owszem, patafialne. A nazwa bierze się od wszystkich patafianów, którzy w Święta wysyłają mi notki na emaila o 'nieciekawej' treści. No pogrzało?!
A innym człekom i ludziom życzę z całego serca najlepsiejszych Świąt Bożego Narodzenia jakie w życiu mieliście!
I oczywiście zabieram się do pisania. ;)
Ale mała prośba : dajcie komka, OK? Ważne!
No, to ja idę grać z rodziną, a wy rozważcie moją niezwykle trudną prośbę!! ~.~



~Akira xoxo

wtorek, 24 grudnia 2013

KHR Bel x Fran Święta


Biegałem jak jakiś idiota po całym zamku Varii tylko i wyłącznie za moją kurtką i osobą, która ją zabrała.
-Ushishishishi!- usłyszałem śmiech tego blond-włosego idioty, w którymś z korytarzy.
-Bel~senpai, oddaj moją kurtkę!-wydarłem się.
-To mnie goń, Ropucho!- zaśmiał się.
-BELPHEGOR! FRAN!- ryknął Squalo za moimi plecami.
Odwróciłem się potulnie.
-Słucham?- zapytałem udając przestraszonego.
-Co tym razem odstawiasz, pokrako?!-huknął.
-Ushishishi, a nie mówiłem?- obok mnie stanął Belphegor uśmiechając się bezczelnie.
-ODDAJ MI KURTKĘ!!- rzuciłem się na niego, waląc pięściami.
-Osz, cholera!- na początku nie reagował, ale potem zaczął oddawać ciosy. - Mój brat już lepiej bije!- zdążył powiedzieć tylko tyle ,bo walnąłem go pięścią w zęby. Złapał się za twarz, a ja mogłem nareszcie wziąć upragnioną część odzieży.
-Dzięki, senpai!
-Belphegor, wstawaj natychmiast i nie rób z siebie jeszcze większego idioty.- warknął Squalo- Co do twojego brata, jest dla was zadanie.
-Aha?- mruknął książę rozcierając sobie szczękę.
- Podobno Rasiel znalazł, a raczej jego podwładni, znaleźli kolejne pudełko, którego nie mogą otworzyć. Twój kochany braciszek wysłał list, w którym wszystko wyjaśnił i prosi was o pomoc.- powiedział szukając czegoś po kieszeniach.
-Biorę!
-Raczej bierzecie.
-Co? Ja i senpai?- zapytałem lekko zdezorientowany.
-No a kto inny? Bephegor potrzebuje iluzjonisty, a jako że Viper nie żyje to ty z nim jedziesz.- odparł długowłosy, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
-Wcale nie potrzebuje iluzjonisty! Kiedy walczyłem z Gokuderą jakoś sobie poradziłem!- wybuchnął Pan Najświętszy Na Świecie.
-Ale tak w Święta?- spytałem przyklejając nos do szyby.
-Nie denerwujcie mnie i idźcie się przygotować!- wycharczał Squalo. Bel uniósł ręce na znak dyplomacji.
-Niech ci będzie. Ale nie obiecuje, że on wróci żywy!- i odbiegł śmiejąc się w swój sposób.
-Idiota.- mruknąłem i pobiegłem do siebie.

                                                                                     ***
Właśnie stałem przed lustrem w czerwonych bokserkach ze szczotką w dłoni i cicho nuciłem kiwając się na boki:
-You are my sunshine...  my little sunshine ...- zrobiłem piruet i uśmiechnąłem się do siebie. Sięgnąłem po ulubioną koszulkę w paski, przyglądając się swojemu odbiciu. Odgarnąłem swoją grzywkę i popatrzyłem sobie w oczy. Uśmiech od razu znikł.
-Może faktycznie powinienem wyprostować włosy?- zapytałem siebie, przypominając słowa Frana. Kiedyś były takie ładne i proste... A teraz są poskręcane i zawinięte do góry.
Nagle drzwi się otwarły.
-Och, senpai, ty zawsze masz tu taki bałagan. Powinniśmy już iść, wie...?- Fran zatrzymał się i popatrzył na mnie zadziwiony. Poczułem, że robię się czerwony.
-PEDOFIL!!- wrzasnąłem na cały głos, wskazując palcem na niego. On natychmiast zasłonił oczy i po omacku próbował wydostać się z mojego pokoju.
-Dobrze, już wychodzę! Tylko proszę, pośpiesz się, mamy mało czasu.- i zatrzasnął drzwi.
Stałem jeszcze chwilę w bezruchu, po czym wróciłem do ubierania się już nie nucąc.

                                                                                  ***
Obraz Belphegora w samych bokserkach będzie mnie prześladował do końca życia. Opierałem się o ścianę na przeciwko jego pokoju żując powoli gumę. Nagle drzwi się otworzyły i wypadł z nich upierdliwy książę. Dopinał właśnie pasek u spodni. T-T
-To idziemy?- zapytałem patrząc w sufit.
-Taa...- pociągnął nosem- Czy ja czuję truskawkową gumę?
-Mhm.
-Daj jedną!
Wyciągnąłem opakowanie i rzuciłem płatek królewnie. Tak, nazywam go królewną.
-Dobra, zbieramy się.- powiedział otwierając okno i przez nie wyskoczył. Westchnąłem tylko i zrobiłem to samo co on.

                                                                             ***
Biegłem szybko przez las , co jakiś czas oglądając się na Frana. W końcu dobiegliśmy do drogi, która prowadziła do zamku Rasiela. Zaraz obok mnie stanął Fran. Przyłożyłem palec do ust i wskazałem na drzewa. Skinął tylko głową po czym wskoczył na gałąź nad nami. Zrobił z dłoni daszek i rozejrzał się. Pokazał mi kciuk. Kiwnąłem głową i wskoczyłem obok. Potem przeskoczyłem na kolejną gałąź, kolejną i kolejną...
Aż dotarliśmy do wielkiego zamku.
Złote okiennice, klapa wykonana z bukowego drewna, fosa, bogato zdobione rzygacze i kołatka z mosiądzu w kształcie głowy krowy.
Tsaa...
Cały Rasiel.
Klapa jak na zawołanie się otworzyła. Fran już chciał postawić na niej nogę, kiedy złapałem go za ramię.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-To przecież Rasiel. Skąd możesz wiedzieć, że nie zacznie się podnosić kiedy staniesz na niej?- wyjąłem z kieszeni kurtki linki i haki- Masz.
Przez chwilę patrzył zdziwiony na przedmiot w moich rękach. Zaraz jednak uśmiechnął się.
-Dzięki, senpai. Jednak potrafisz się troszczyć.

                                                                                         ***
Widziałem, że o mało się nie zagotował ze złości. Wiem, wiem, próbował być miły, a ja jak zwykle wszystko popsułem. Co poradzę? Tylko się odwdzięczam za to, jak kiedyś po obiedzie wrzucił mi kostki lodu za bokserki. I jak kiedyś nie miałem się w co ubrać, a w szafie była tylko sukienka.
Nie życzę nikomu biegania w zimie po zamku w poszukiwani ubrań.
Zamachnąłem się i rzuciłem daleko hak. Wbił się idealnie w głowę jednego z rzygaczy. Zamocowałem linę na kamieniu i pociągnąłem - nic mi na twarz nie spadło. To dobry znak.
Zacząłem się wspinać. Sempai zaraz zrobił to samo co ja.
Kiedy udało mi się wejść, odpiąłem hak i zacząłem wciągać go na górę.
-Żabo...- usłyszałem. Odwróciłem się i zobaczyłem Bela przewieszonego tylko rękami przez mur.
-Kondycja nie dopisuje, co sempai?- zaśmiałem się.
Skrzywił się.
-Ty się lepiej zamknij i pomórz mi wejść, bo lina wrzyna mi się tam gdzie nie trzeba.- zaraz złapałem go za ręce i wciągnąłem.
-Uff...- westchnąłem- Lekki to ty nie jesteś.- oczywiście zaraz dostałem w głowę.

                                                                                    ***
Nie radzę wisieć w powietrzu na linie. Jest to bardzo... niewygodne.
Szliśmy właśnie korytarzem gdy nagle Fran stanął jak wryty i złapał mnie za rękę.
-Co je...?- nie dokończyłem , bo przyłożył mi dłoń do ust.
Zmarszczyłem czoło.
W końcu odezwał się.
-Nic nie mów. Powoli się odwracamy i wycofujemy.- wyszeptał.
I wtedy TO zauważyłem.
Było wielkie, obrzydliwe, straszne, okropne i ... jeszcze wiele słów, które by to określało.
Miało wielkie czerwone ślepia. Skóra wyglądała jak kanapka, która, że się tak wyrażę sama zaczęła żyć. Z pyska kapał krew. Sierść była przyprószona siwizną. Ogon w kilku miejscach nadszarpnięty.
Pazury zostawiały wyżłobienia w posadzce.
Zwierzę ze świstem wciągnęło powietrze przez czerwony nochal.
Odwróciło głowę w naszą stronę i zawarczało.
-Wyczuł nas.- jęknął Fran.
Potwór nabierał coraz większej szybkości biegnąc wprost na nas.
-WIEEEEJ!- wydarł się Fran i wciąż trzymając moją dłoń rzucił się biegiem.

                                                                                ***
To przecież niemożliwe! Żeby TO było tutaj?! Nawet nie chcę myśleć jak się tu dostało...
Ciągnąłem za sobą Bela jak szmacianą lalkę. Mijałem przypadkowe korytarze i w panice rozglądałem się za kolejnym przejściem.
-Co to było?- zapytał Bel.
-Koszmar wszystkich istot z uczuciami!- odkrzyknąłem.
-Dokładniej, proszę!
-Jest ślepy, ale ma niesamowity węch. Nawet gdybyś wytarzał się w krowim łajnie i ukrył w najciemniejszym miejscu i tak by cię znalazł! Nie odpuści, jeśli dostanie rozkaz od swojego pana, żeby cię zabić.- zatrzymałem się by złapać oddech, puszczając jednocześnie rękę Bela.
-Dlaczego to zrobiłeś?- jęknął.
-Co, dlaczego uratowałem ci życie?
-Nie, dlaczego puściłeś moją rękę?- uniosłem brwi zdziwiony.- Ja się boję...

                                                                           ***
No wiem, szok. Dla mnie też. Ale ja się naprawdę bałem.
-Proszę, Fran...
Przez chwilę się wahał, ale potem złapał z powrotem moją dłoń.
-Czujesz się z tym lepiej?- zapytał.
-Tak, bo wiem gdzie jesteś.
Mierzyliśmy się chwilę spojrzeniami, kiedy usłyszeliśmy świszczący oddech i powarkiwanie.

                                                                               ***
Bel wydał z siebie dźwięk przypominający mysz, na którą ktoś nadepnął. Ścisnąłem mocniej jego dłoń i pobiegłem dalej.
Mijaliśmy właśnie stare obrazy, kiedy zobaczyłem koniec korytarza i żadnego wyjścia dalej.
-Drzwi!- krzyknąłem. Zaczęliśmy szarpać po kolei wszystkie klamki, ale żadna nie chciała puścić.
W końcu kopnąłem z całej siły w wielkie drzwi, które o dziwo puściły. Natychmiast z Belem wbiegliśmy do środka zatrzaskując je i opierając się. Obydwaj ciężko oddychaliśmy.
-Shishishishi!- znowu ten w cholerę irytujący śmiech.
-Senpai, co cię śmieszy?!- warknąłem patrząc na niego.
-Kiedy to nie ja!
-To kto?- zdziwiłem się.
-A może to ja?- odezwał się ktoś.
Ostatnie co pamiętam to Rasiel z łukiem w ręku i jego niewyparzoną gębę. I jeszcze okropny ból w prawej nodze.
Potem chyba zemdlałem.

                                                                                ***
Widziałem jak mój kochany braciszek strzela Franowi w nogę. Sam iluzjonista z cichym 'ojej' upadł w moje ramiona.
-Fran? Fran!- machałem mu ręką przed twarzą, ale już nie kontaktował. Spojrzałem na Rasiela.
-Coś ty mu do cholery zrobił?!- warknąłem.
On z uśmiechem wzruszył ramionami i odrzucił w tył łuk.
-To tylko mały zastrzyk z jadu węża pustynnego. To chyba nic złego, co? Shishishi!- powiedział zasłaniają usta jak dziewczyna. Jeszcze tylko rumieniec i kawai na totalu.
-TY IDIOTO!!- ryknąłem na cały zamek. On się tylko szerzej uśmiechnął.
-Och, Bel-san! Tylko nie mów, że się zakochałeś!- podparł się ręką.
-Pogrzało cię! Teraz naprawdę żałuję, że nie udało mi się ciebie zabić.- wywarczałem zaciskając pięści.
-Och, o mnie się nie martw. Teraz ważniejszy jest chyba twój iluzjonista.- zamachał palcem na Frana.- Tak ci tylko w sekrecie wyjawię, że została mu godzina życia.- popatrzyłem na Żabę. Twarzyczka mu trochę zzieleniała, więc mój brat chyba nie kłamał.
Wziąłem głęboki oddech zapytałem:
-Ciebie to chyba bawi, co? Z bijanie i trucie najbliższych mi osób. O to ci właśnie chodzi, prawda? Żebym w końcu został sam i nie miał z kim porozmawiać. I żebym przyszedł na kolanach prosząc o przyjęcie. O to chodzi? Prawda? To muszę cię zmartwić : to nigdy nie nastąpi. I nawet jeśli Fran już nie żyje to ja przywrócę mu to cholerne życie. A wiesz dlaczego? Nie, oczywiście, że nie wiesz! Jest jedyną osobą, która mnie rozumie. I ty nie masz prawa mu cokolwiek zrobić! A jeśli to nie podziała na twoją wyobraźnie, to mogę ci zaświadczyć, że mnie żywego więcej nie zobaczysz jeśli jeden włos z głowy mu spadnie.
Uśmiech znikł z twarz Rasiela. Skrzywił się.
-Jeśli tak bardzo go lubisz, udowodnij to.- warknął.
Szeroko się uśmiechnąłem.
-TY wyzywasz mnie na pojedynek? Nawet butów nie możesz mi czyścić!- zaśmiałem się. Według Frana jak się wkurzę, to potem zachowuję się jak wariat. Taka natura.- Wiesz, niestety kuszące, ale nie przyjmę. Muszę odegrać rolę opiekuńczego chłopca.- wskazałem na Frana.
I właśnie w ten sposób zryłem psychikę mojemu bratu.

                                                                                  ***
Obudziło mnie zimne powietrze. Uchyliłem jedno oko. Zobaczyłem burzę blond włosów.
-Senpai?- stęknąłem.
-O, już się obudziłeś! Jak miło.- wrócił do swojego wrednego tonu. A było tak miło...
-Senpai, gdzie jesteśmy?
-Z tego co wiem, niosę cię na rękach w kierunku siedziby Varii.
-Mhm.
Przez dłuższy czas milczeliśmy , a Bel biegł ile sił w nogach.
-Senpai?-zacząłem.
-Tak?
-Miałeś kiedyś dziewczynę?- mógłbym przysiąc, że zbiłem go z tropu.
-Dziewczynę? Masz na myśli małe, czeszące się i malujące stworzonko, ciągle jęczące, że makijaż nie wygląda tak jak powinien? Niee, to nie dla mnie.- cicho zachichotałem i wtuliłem się  w niego bardziej.

                                                                                ***
Dobiegłem w końcu do zamku. Od razu wcisnąłem Frana do łóżka, mimo, że się strasznie rzucał, ale dał spokój kiedy rozbolała głowa. Pobiegłem po herbatę z miodem i termometr.
Kiedy przyszedłem przyłożyłem mu dłoń do czoła.
-Jezusie, aleś ty gorący.- mruknąłem.
-Ty weź mnie nie podrywaj, dobrze?- zakryłem twarz dłońmi.
-Jaki ty głupi jesteś!
-Odezwał się najmądrzejszy.- zaśmiał się popijając herbatę. Kiedy skończył, powiedziałem:
-Posuń się.
-A tobie co?
-Głuchy? Posuń ten gruby tyłek!- posunął się, a ja go przytuliłem.
-Senpai, co ty robisz?
-Może ja też się zarażę gorączką.
Milczeliśmy tak chwilę.
-Wesołych Świąt, senpai.
-I vice wersa, żabo.

                                                                                ***
Sqalo otworzył drzwi do pokoju Frana i już miał coś powiedzieć, gdy zauważył dość niecodzienny widok. Mianowicie, Fran nie leżał sam. Obok niego był wciśnięty książę.
Po cichu zamknął drzwi mrucząc do siebie:
-Nigdy nie zrozumiem miłości...







Ten komiks rozwalił mnie!






A tu proszę, dwaj nasi kochani bracia. ;D



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wesołych Świąt! Życzę wam wszystkiego najlepszego i żeby góra prezentów była wyższa od was!
A jeśli obrazków nie widać, to dupa, nic nie poradzę.

~Akira xoxo

niedziela, 8 grudnia 2013

Durarara ' Nowy ktoś' 2

Wściekły Shizuo ciągnął beznamiętnie Izayę, który co chwila obijał się o jakiś słup, latarnię lub automat.
-Shizu-chan, nie możemy wrócić do Kidy?-zapytał rozmasowując sobie kostkę po zderzeniu z ścianą bloku.
-Nie.
-A gdzie idziemy?
-Do mojego domu. Mam tam jakieś obcęgi lub piłę mechaniczną.- informator wzdrygnął się.
-A nie lepiej gdybym uciął ci rękę?
-A może ja bym złapał cię za włosy i wyciągnął siłą z kajdanek?
-Zrozumiałem.
Szli w milczeniu ulicami Ikebukuro. Ludzie oglądali się ze zdziwieniem, a niektórzy z lekkim rozbawieniem.
-Shizu-chan, a co byś powiedział, gdybym wiedział coś na temat głowy i nie powiedział?-zapytał znienacka Izaya z wrednym uśmiechem.
-Tylko mi nie mów, że nic nie powiedziałeś Celty!
-Więc nie będę mówił.- czerwono-oki odwrócił się plecami i zaczął pogwizdywać. Wiedział doskonale, że wyprowadził drugiego z równowagi.
Natomiast Shizuo czuł się jakby miał zaraz wybuchnąć.
Złapał za koniec łańcucha i mocno pociągnął. Rozległ się trzask, a metalowa uprząż opadła.
-IZAYAAAA!!!-ryknął blondyn. Włożył palce w małą szczelinę w asfalcie i wyrwał wielki kawał unosząc nad głową. Cisnął nim w niższego mężczyznę, który zrobił szybki unik.
-DLACZEGO JEJ NIE POWIEDZIAŁEŚ?!- wydarł się.
-Pomyślałem, że dam jej w prezencie ślubnym.- odparł spokojnie, czyszcząc scyzorykiem paznokcie.
-ONA JEJ SZUKA CAŁE ŻYCIE!! SKĄD CI TO PRZYSZŁO DO GŁOWY TY...!- już miał dokończyć, gdy nagle poczuł ciągnięcie gdzieś w okolicach rękawa u prawej ręki.
-Co do...?- osobą tarmoszącą jego rękę była mała dziewczynka mniej-więcej w wieku 10 lat. Kucnął przy niej.
-W czym ci mogę pomóc?- zapytał spokojnie.
-Ty jesteś Shizuo Heiwajima?- zapytała cicho.
-Tak, to ja.
-Czy... czy mogę poprosić o autograf?- spytała spuszczając wzrok.
Brwi barmana zaginęły pod grzywką.
-Jasne.- dziewczynka podała mu zeszyt, który trzymała w rączkach. Widać było, że wiele przeszedł.
-Jak masz na imię?- zapytał wystawiając czubek języka gdy się podpisywał.
-Kimaki.-odpowiedziała cichutko.
Podniósł oczy znad zeszytu. Dopiero teraz zauważył w co była ubrana. Miała na sobie poobdzierane spodenki, czarne trampki, zakolanówki, wyblakłą koszulkę i czerwoną bandanę na kasztanowych włosach. Na policzkach, szyi i brodzie miała błoto, a ogólnie wyglądała jakby dawno się nie myła. Duże, niebieskie oczy płonęły zabawnymi ognikami.
-Hej! Shizu-chan! Ja też tu jestem!-wrzasnął Izaya, ale barman zbył go machnięciem ręki.
Popatrzył na małą oddając zeszyt.
-Gdzie twoi rodzice?- ogniki w jej oczach przygasły.
-Nie żyją.- stwierdziła krótko i otarła twarz.
Blondynowi zrobiło się smutno.
Rozejrzał się powoli po ulicy. Nagle wpadła mu myśl.
-Lubisz sushi?- uśmiechnął się niepewnie.
-Uwielbiam!
Wystawił w jej kierunku rękę czekając, aż ona ją chwyci.
-A masz ochotę?- brunetka zawahała się.
-W sumie...- zaczęła.-... to nie jadłam od 2 dni...więc, czemu nie?
 Ale nie zrobisz mi krzywdy, prawda?- smutne oczka napotkały drugie.
-Może nazywają mnie ' bestią Ikebukuro', ale dzieci nie zjadam.- uśmiechnął się szerzej.
Mniejsza dłoń chwyciła drugą. Shizuo wyprostował się i poprowadził Kimaki do Rosyjskiego Sushi zostawiając wściekłego informatora samego.
Większość drogi szli w milczeniu. W końcu blondyn przerwał krępującą ciszę.
-Ile masz lat?- popatrzył z zaciekawieniem.
-10. A ty?
-Uznasz mnie za starego.
-Wcale nie! No powiedz!- zrobiła maślane oczka tarmosząc rękaw białej koszuli.
-21.- westchnął.
-Nie jesteś stary.- odparła krzyżując ręce na piersiach.
Ex-barman zaśmiał się tylko w odpowiedzi.
-Shizuo! Przyjdziesz na sushi? Sushi dobre!- usłyszał wołanie Simona. Ciemnoskóry jak zwykle stał przed knajpą z ofertą sushi.  Kimaki zachichotała.
-On jest śmieszny.- powiedziała, wskazując palcem na murzyna.
-A no, jest.
Simon szybko przyjął od nich zamówienia i poszedł krzycząc coś po rusku do innych pracowników.
Kimaki wzięła swój zeszyt i kredki, które dostała od Simona i zaczęła rysować. Farbowany przypatrywał jej się z rozbawieniem trzymając jednocześnie papierosa.
-Mogę do ciebie mówić Maki?- zapytał nagle. Mała podniosła głowę.
-Tak.- mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi i wychylił do przodu odgarniając jej włosy.
-Pokaż, co tam rysujesz.- bandanko-głowa posłusznie odwróciła zeszyt, tak, żeby widział. Na czystym arkuszu widniała niedokończona manga. Miała rozdziawione usta, a w dłoni trzymała pałeczki z krewetką.
-Masz duży talent.- stwierdziła z podziwem. Brunetka zarumieniła się.
-Kiedyś chodziłam na warsztaty rysownicze. Pani Warta uczyła mnie rysować mangi i anime.- odparła kręcąc kosmyk włosów na palcu.
-Moim zdaniem powinnaś kontynuować.- odparł zakładając ręce za głowę i opierając się plecami o krzesło.
-Nie rozumiem dlaczego ludzie nazywają cię potworem.- powiedziała odkładając ołówek. Mężczyzna zdjął okulary i westchnął.
-Wiesz... To jest dosyć trudne do wyjaśnienia.- mruknął czyszcząc szkiełka dołem koszuli.
- Ale ty jesteś naprawdę miły!- na słowa dziewczynki blondyn podrapał się zawstydzony po szyi.
-Ty też byś mnie tak nazywała gdybyś zobaczyła, co robię, kiedy się wkurzę.
-Ja i tak cie lubię.- uśmiechnęła się przekrzywiając głowę.Potem przyszedł Simon z jedzeniem.
Shizuo patrzył na dziewczynkę wciągającą swoje jedzenie z niekłamanym zdziwieniem.
Mimo, że dopiero go poznała to uważała go za osobę w miarę zrównoważoną. Normalnie, osoby, które spotkał za pierwszym razem trzęsły gaciami i pytały się czy napewno nie oberwął po głowie znakiem STOP. Takie zdania odbierały mu humor na cały dzień.
 A ona w prost przeciwnie - lubiła go! Prawdziwych przyjaciół miał naprawdę niewielu.
Byli to Shinra, Celty, ekipa z wana, Simon i ... to raczej wszyscy. Doliczając Maki to ma razem 8 przyjaciół.
Dźgnął niechętnie swoją porcję krewetek. Te wszystkie filozoficzne myśli męczyły go.

                                                            ***
Wściekły Izaya nadal stał na ulicy, gdzie chwilę temu prawie rozgniewał Shizuo. Jakim cudem PRAWIE?! Zawsze dochodził do rezultatu! A teraz jakiś bachor musiał się wtranżalać i wszystko zepsuć!! No paranoja!!
Wziął kilka głębokich oddechów żeby dać upust złości i poszedł w stronę domu.
Po drodze, widział kolejną bójkę między kolorowymi gangami. Jak najszybciej minął tą uliczkę.
-Namie! Jestem!- krzyknął przekraczając próg holu.
Spotkał się z ciszą.
-Namie? NAMIE!?- ryknął na całe gardło. Zdjął w biegu kurtkę i sprawdził wszystkie pomieszczenia. Kuchnia nie, sypialnia nie, schowek na detergenty i szczotki nie, balkon nie, piwnica nie, pokój gier nie...
Jeszcze tylko toaleta.
No i znalazł ją. Leżała w wannie z ustami zaklejonymi taśmą. Na sobie miała jakieś zakrwawione szmaty, a obok leżała butelka z 1/4 zawartości. Powąchał płyn i aż się wzdrygnął.
-Oj Namie, Namie... ty to się zawsze musisz wplątać w jakieś kłopoty, prawda?-westchnął i z okropną świadomością wiedział, co musi teraz zrobić. A właściwie do kogo zadzwonić.

                                                              ***
Shizuo o mało coś nie trzasnęło, kiedy zobaczył na ekranie numer dzwoniący do niego.
-Czego, śmieciu?- warknął na przywitanie.
-Ne, Shizu-chan, tym razem nie będę robił sobie żartów.- odezwał się informator.
-Czego, pytam się?
-Ktoś się włamał do mojego domu i coś zrobił Namie.
-To nie mój problem.- syknął.
-Proszę, nie rozłączaj się. To ważne.
-W czym mam więc pomóc?
-Wyjaśnię ci jak przyjdziesz.
-Dobra, zaraz jestem.
-Dzięki, potworku. ^^ - rozłączył się.
-Idiota.- warknął ponownie.
-Co się stało?- spytała Maki będąca obok.
-Musimy pójść do osoby, której szczerz nienawidzę.- westchnął ciężko.
-To na co jeszcze czekamy?!
Od tego momentu, Heiwajima wiedział, że ta dziewczynka przewróci jego życie do góry nogami.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
durarara-1211166.jpg
anime-drrr-durarara-izaya-orihara-izaya-favim.com-241128.jpg
Shizuo-Izaya-durarara-12320610-1586-704.jpg
Izaya-and-Shizuo-1izaya-orihara-34199375-1280-800.jpg
Orihara.Izaya.full.1156322.jpg
Durarara!!.600.945359.jpg
Durarara!!.600.183106.jpg

Akira xoxo

wtorek, 3 grudnia 2013

Durarara 'Ty sobie jaja robisz?!' 1

No i jest pierwszy. XD
Miłego czytania!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czasem wydaje ci się, że każdy kolejny dzień to rutyna. Wiesz co się stanie i masz nad tym pełną kontrolę. Myślisz 'Mhm, teraz stanie się to i to'. Na początku jest to zabawne, ale z czasem zaczyna być nudne jak flaki z olejem.
Tak było w przypadku Izayi.
Stał na niewysokim budynku i patrzył z góry na swoich kochanych ludzi. Zabawne było to, że wiedział co większość z nich zrobi w krępujących momentach lub gdy byli zdziwieni.
Oczywiście zdarzały się wyjątki.
Orihara przypatrywał się właśnie jednemu z nich.
A nazywał się on Shizuo Heiwajima.
Nosił tytuł 'bestii Ikebukuro'. Osobiście Izaya nazywał go Shizu-chan, na co właściciel przezwiska reagował nerwowym tikiem i pulsującą żyłą na skroni.
W tajemnicy uważał również, że jest to słodkie.
Oczywiście nigdy nie wypowie tych słów na głos.
Blondyn palił właśnie papierosa nieświadom niczego co miało się zaraz wydarzyć.
Czarnowłosy kucnął na krawędzi budynku i uśmiechnął się złośliwie.
-Przygotuj się Shizu-chan...-mówiąc to zeskoczył w dół. Na swoje szczęście spadł na wielki bilbord nad Heiwajimą nadal będącego w słodkiej nieświadomości.
I w tedy zrobił coś bardzo, ale to bardzo głupiego ,mimo, że był tego całkowicie świadom.
Mianowicie skoczył Shizuo na plecy.
-Shizu-chan! Zgadnij kto to?-zaśmiał się radośnie zasłaniając mu oczy i przy okazji strącając okulary.
-IZAAAAYAAAAA!!!- wydarł się blondyn na całą ulicę. W jednej chwili cały ruch na ulicy staną, a gapie otoczyli ze wszystkich stron rozbawionego Izayę i wściekłego Heiwajimę.
Shizuo staną jak wryty próbując dosięgnąć kleszcza siedzącego mu na plecach, lecz ten skutecznie się bronił.
-Auuu! Złaź ze mnie kretynie!- warknął gdy oberwał scyzorykiem po palcach.
-Sam spróbuj mnie strącić.-nadal śmiał się.
Shizuo zaczął kierować się na oślep tyłem do ściany, gdy nagle usłyszeli głos podobny do rozgniatanego szkła. Z gardła blondyna wydobył się głośny warkot.
-Ty śmieciu niedowartościowany! Przez ciebie zgniotłem moje ukochane okulary!- wrzasnął głośniej niż klakson tira.
-No wiesz... czasem trzeba się pożegnać z tym co kochaliśmy, Shizu-chan.-powiedział Izaya podpierając jedną dłoń na głowie chłopaka, a drugą nadal zasłaniając mu oczy.
-Zaraz to ty się pożegnasz ze wszystkimi zębami!
Ostatecznie schylił się tak, że czerwono oki się nie spodziewał i wywinął orła w przód.
Natychmiast się podniósł i przywdział swój złośliwy uśmiech.
-Shizu-chan, ty jesteś zawsze taki nie delikatny.- westchnął teatralnie, widząc jak ex-barman coraz bardziej się złości. Żeby dokończyć i tak niedopracowane dzieło, rzucił w jego stroną jeden z małych sztylecików. Heiwajima złapał go w zęby i roztrzaskał w drobny mak.
-Mam na imię SHIZUO HEIWAJIMA!!!- wydarł się łapiąc lewą ręką znak STOP , który przeleciał ze świstem obok Orihary i wylądował przed nogami kobiety. Ta natychmiast zemdlała. Czarno-włosy zaśmiał się znowu.
-Oj, Shizu-chan nadal nie masz cela.- zamknął tylko na chwilę oczy gdy poczuł na skórze zimno. Okazało się, że owym źródłem zimna jest lecący w jego kierunku autobus, jednocześnie zasłaniający ciepłe promienie słońca.
Na twarzy informatora można było dostrzec niemałe zdziwienie nim środek transportu go przygniótł.
Spod tych kilku ton słuchać było wymęczone 'ała'. Natomiast Shizuo stał ciężko oddychając.
-I nadal nie mam cela, co?- warkną, a kiedy podchodził zostawiał dziury w asfalcie.
-Ja już wszystko odwołuję.- stękną Orihara spod autobusu.- A teraz, może byłbyś tak łaskaw i mnie wyciągną? Trochę tu nie wygodnie...
-A wierzysz w cuda?
-Szczerze? Jakiegokolwiek ciepłego odruchu z twojej strony bym się nie spodziewał.- w tym samym momencie barman kopną autobus.- AŁA! Uważaj do cholery, idioto!- wydarł się.
-Shizuo? Co tu robisz? I dlaczego rozmawiasz z autobusem?- brązowo oki odwrócił się do właściciela słów. A był nim Shinra.-Wszystko w porządku?
-Jasne, jest zajebiście. A z autobusem rozmawiam bo go na randkę zaprosiłem, wiesz?- odparł ironicznie.
-Zgłaszam sprzeciw!-wydarł się Izaya.
-Izaya?!-wystraszył się doktorek.- A co ty tu robisz?
-Też chciałbym to wiedzieć. Zapytaj może tego pawiana, który nasłał to na mnie!- warknął.
-Ale, że... Shizuo?- zapytał zdezorientowany Shinra drapiąc się po głowie.
-OCZYWIŚCIE!!- wydarł się informator.
-Dobrze! Ale o tym wszystkim porozmawiamy w domu Kidy.- westchnął zrezygnowany.
-A o czymś nie zapomniałeś?
-Ale kiedy mam wszystkie leki...
-WYCIĄGNIJ MNIE SPOD TEGO CHOLERNEGO AUTOBUSU!
                                                                  ***
Jechali właśnie wanem ekipy. Erika ględziła non stop o nowych mangach, a reszta starała się ja ignorować. Kadota i Walker grali w papier, kamień,nożyce , a Togusa prowadził.
Mimo, że van był dosyć duży to i tak panował ścisk. Na tyle ściskali się Shinra, Walker, Shizuo i Erika. Ex-barman był bliski wybuchu. Trudno się dziwić, siędział między dwoma najbardziej rozgadanymi osóbkami jakie znał.
Zaczeli się właśnie wykłócać czy jest coś między Shizuo, a Oriharą.
-...ale przecież widać, że coś się dzieje!- piszczała Erika.-Izaya ciągle puszcza oczko do Shizu-sana i obydwaj się rumienią!
-Ja się w cale nie rumienię!-wrzasnął na raz temat rozmowy.
-Erika, ty durnoto, przecież oni się nienawidzą!- wrzasną Walker na otwierającą usta dziewczynę.
-I co z tego?! Nie czytałeś ' Miłości Bez Granic'?!- wrzasnęła jeszcze głośniej.
-Jasne, że czytałem, nie pamiętasz już?! Wybierałem razem z tobą!
-No, a tam...- Shizuo miał już tego tak bardzo dosyć, że zasłonił im usta dłońmi.
-Jeśli nie chcecie żeby stało się coś strasznego, NATYCHMIAST zamknijcie się.- wycharczał. I do końca jazy zapanowała cisza. Od czasu do czasu padała tylko kąśliwa uwaga.
Kiedy dojechali pierwszy wypadł Izaya.
-Nareszcie! Nie mogę oddychać dłużej tym samym powietrzem co on!- o oznace niebezpieczeństwa oznajmił ich dźwięk podnoszonego automatu i ostrzegający ryk.
-Ty... ty... ty!-warczał blondyn.
-Spokojnie, Shiu-chan. I uważaj, bo Celty zaraz oberwie.- jak za dotknięciem różdżki barman opuścił automat z colą i się odwrócił.
-[Wszystko dobrze?]- zapytała Celty machając mu przed nosem ekranem PDA.
-Tak, wiesz zajebiście. Twój narzeczony myślał, że chodzę z autobusem.- burknął.
Celty zatrzęsła w dziwny sposób ramionami. Prawdopodobnie (gdyby miała głowę) śmiałaby się z niego.
-Hahahah. No boki rwać.
-[Oj nie bądź taki drażliwy!]
-Niby jak?! Ta glizda mnie zdążyła już porządnie wkurzył kiedy mi wskoczył na plecy!- wskazał ręką na informatora, który podpierał się pod boki i ( co się zdarzało rzadko) miał poważną minę.
-Ja jestem glizdą? A więc zobacz co ta glizda patrafi!- i rzucił się na Shizuo.  Nie wyciągnął noża tylko zaczął go łaskotać.
-HAHAHAHAHAHAHAHA! ZOSTAW DEBILU!
-[Dobra, Izaya przestań z tym teatrem i szoruj po schodach!]
-No ide, ide.
 Kiedy byli na właściwym piętrze ( 6 swoją drogą) Shinra zapukał. Kida z uśmiechem otworzył.
-No już myślałem, że się niedoczekany!
Gdy się rozsiadli Shinra zaczął monolog.
-Izaya, Shizuo, przepraszam ,ale musimy tak zrobić.- powiedział i schylił się żeby wyciągnąć coś z torby.
-Ale za co przepraszasz?- zdziwił się Izaya.- Myślałem, że...
-Oh, niemożliwe! Ty myślisz?- barman spojrzał na informatora z udawanym zdziwieniem.
-Będziecie się musieli tak ze sobą pomęczyć jakiś miesiąc.- i zanim którykolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć zastali spięci kajdankami.
-Ty sobie jaja robisz?!- wydarł się Izaya.- Nie chcę zostać zgnieciony podczas np. robienia zakupów!
-A ja nie chcę wlec za sobą trupa gdyby coś takiego miało miejsce!
-No nic nie poradzę, ale musicie chociaż spróbować się zaprzyjaźnić.- i w tym właśnie momencie Shizuo złapał zgona i zaśmiał się jak opętany. Kiedy otarł łzy zapytał:
-To taki kiepski żart, prawda?
-Właśnie, żart!- brązowe jak i czerwone tęczówki wpatrywały się w Shinrę.
-[Nie i kropka! Macie się zaprzyjaźnić.]- wtrąciła się Celty.
Zapadła cisza.
-Przepraszam, ale ja idę zapalić i przy okazji rozwalić jakiś słup, śmietnik lub automat.
Wstał i zapominając o przyczepionym do niego informatorze poszedł na dwór.
-Ej, czekaj! Co ty sobie myślisz, co? Może ja nie chcę iść? Czy ty mnie słuchasz?!
-Nie. Oczywiście, że nie.
-Oj, coś czuję, że to będzie trudne.-mrukną Kida.
Na dworze natomiast dało się słyszeć dziki ryk i łamiący się metal.
                                                         ***
Shizuo podniósł automat i rzucił nim z całej siły. W rezultacie puszkodawacz gruchnął o mur jakiegoś osiedla. Obydwa się rozpadły.
-CHOLERAAA!-wrzasną kopiąc nogą w bogu winny śmietnik, który po kilku sekundach był wielkości puszki. W tym czasie Informator skorzystał z okazji i podciął jedną z latarni. Światłodajne cóś spadło na głowę barmana. On jakby nie zauważył, mimo, że wziął do rąk i wbił w ziemię, tak głęboko, że wystawał tylko kawałek.
Po czym otrzepał się i spokojnie powiedział:
-Możemy wracać, śmieciu.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Durarara!!.full.119463.jpg
durarara17_6.jpg
images
~Akira xoxo

Bry wszystkim!

Cześć!
Jestem Akira.
Ten blog poświęcę maniakom typowej mangi. Znajdą się tu opowiadania o Durarara, Death Note, Black Butler i Prince the Ripper.
Oczywiście będę do waszej dyspozycji, znaczy ta ni mniej, ni więcej, że o jakąkolwiek
mangę mnie poprosicie zapoznam się z nią i napisze coś.
Od razu zabieram się do pisania.
A tak naprawdę, jest to mój drugi blog. Jeśli to kogoś interesuje podaję link : one-direction-infection-22blogspot.pl
Wcześniej byłam maniaczką 1D. Teraz to trochę nudnawę, więc założyłam nowego bloga.
Miłego czytania!
~Akira xoxo