piątek, 21 lutego 2014

M jak Morda i Z jak Zamknij ją, czyli jak wkurzył mnie Belphegor i jego niedorobiony brat. Amen.

Bianchi chce dziś chyba obkupić 50% KAŻDEGO, powtarzam KAŻDEGO sklepu.
-Hay, to teraz idziemy w stronę Haijemu...-mówiła najwyraźniej nie zauwarzywszy, że mam to kompletnie w dupie.-A potem musimy kupić coś Rebornowi, bo w tym starym garniaku nie może chodzić, a skoro ma być ze mną to musi wyglądać przyzwoicie...-paplała.
 Ładafaka, won, kurwa, opcja niedostępna!!
-Bianchi, widzisz gdzieś, żebym miał napisane na czole, tudzież gdzieś indziej 'OSOBISTY TRAGARZ'?!-warknąłem zdmuchując kosmyk kłaków, bo w chuja nie miałem go jak odgarnąć łapami. I zastanawiam się czy to nie przez te szmaty, z którymi zapierdzielam przez pół sklepu...?
 Nie, napewno to coś innego! Jakbym mógł zwalać winę na zwykłe,pierdolnięte szmaty, ja się kurwa pytam?!!
-Hay, nie denerwój się! Znasz to powiedzenie, że złość piękności szkodzi...?- zapytała machając łapskiem. WOLNYM. To drugie też.
 Patrzcie no. Wieś tańczy i śpiewa.
-Bunt, kurwa wszczynam!!- ryknąłem na pół centrum i rzuciłem szmaty na usyfioną podłogę.-Sama sobie noś te łachy, jam wolny człek!- kulturalnie skopałem odzież i zaplotłem ręce na piersi.
-Hay, psujesz najnowszą kolekcję Gucciego!- krzyknęła i zaczęła zbierać łachy. Gdybym to ja umierał postrzelony, z bebechami na wierzchu i potraktowany kwasem solnym lukłaby tylko i poszła na tzw. koktajl.
-A chuj z tym. Idę na szejka do Starbuksa.- i zadowolony z siebie ruszyłem z miną Pudziana, który podniósł 3500 kilo.
 Oczywiście życie znów zrobiło ze mnie ciula.
Już miałem wyjść, gdy jakiś menel stojący opodal wypuścił piwo, a ja całym swoim jestestwem pojechałem jak na łyżwach. Nie zapominajmy, że wydarłem ryja na cały regulator. A dokładnie to ;
-OŻESZKURWAAAWDUUPĘMAAAAĆ!!!
 Powtórka z rozrywki?
Dats faking kłeszczyn.
Kiedy się pozbierałem, o mało co nie wpierdoliłem menelowi, który cieszył facjate jak chyba nigdy dotąd.
 Poczułem jak w żołądku flaki burzy mi wielka kula do rozbiórek z rozchachaną Majli Krus na szczycie bez majtek.
 Ale dobra, mam jeszcze przed sobą całe życie, c'nie? Chyba...
A więc ruszyłem ruchliwą w chusteczkę ulicą w strone najbliższego  Starbuksa. Musiałem powstrzymać się od grymasu wstrętu, gdy podeszła do mnie jakaś laska z BFF i pojechała po chamskiej gadce.
-Siemasz dziecinko. Wyglądasz na fajnego, wiesz? Może gdzieś wieczorem wyskoczymy?- zapytała przejerzdżając mi szponem po klatce piersiowej.
-Kuszące, ale chyba zrezygnuje. Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż trzymanie się za łapę z jakimś plastikiem.- burknąłem.
Z facjaty zszedł jej uśmiech po cytrynie.
 W dupie je mając (,że się tak wyrarzę) ruszyłem w dalszą drogę.
Musiałem jeszcze manewrować przez labirynt tutejszych fujar i ich kobiecej wersji, ale w końcu stanąłem przed upragnionym miejscem.
Amen, Alleluja i reszta pierdół, Ojcze Pobożny!!
Spokojnym krokiem podeszłem do kasy i stanąłem czekając, aż jakiś  gość/gościówa łaskawie podejdzie.
I podeszła bląd gościówa. Tyle że spaliła cegłę na mój widok. Udałem, że nie widzę.
-Co podać?- zapytała rozdygotana.
-Szejka waniliowego, poproszę.
Blądyna odwróciła się i zaczęła przyżądzać koktajl. W końcu się odwróciła i podała upragnione zamówienie.
-15,50 się należy.- mruknęła.
-Prosz.- podałem kasę i zacząłem odchodzić.
-HAYATEK!- usłyszałem radosne ryknięcie.
O żerz ty w glany spawany i w kucyki czesany.
 Odwróciłem się i momentalnie zacząłem zwiewać.
Dlaczego?
 Ponieważ, gonił mnie pomiot niejakiego Szatana. To znaczy, mój kuzyn, ale w cholerę daleki.
Przedstawiam wszystkim Angelo Gokuderę.
Puk, puk. Dziędobry, to Piekło.
Czarnowłose to-to rzuciło się na mnie i zaczęło zgniatać policzki, ciesząc ryja niemiłosiernie.
-Yo, gangsta, kuzynku!-wydarł paszczę.
-Nie przyjebię ci, nie przyjebię...- warczałem pod nosem.
 Bry wszystkim, maj nejm is Hayato, nazwisko Gokudera. Przygniata mnie 26,7 kg czystej miłości. Bez wzajemności.
 Nawet już nie czuje, kiedy rymuje.
-Złaź ze mnie, ty niedomyju jeden!- wrzasłem.
-Nie-e!
-Oj, to ci kurwa pomogę...!- złapałem czupiradło za przetartą wojskową kurtkę i ściągnąłem z pleców trzymając to-to za frak.
 Czarnowłosy bachor szczerzył pełen garnitur pniaków. Ubrany w wcześniej wspomnianą kurtkę, moją koszulkę, którą naumyślnie skurczył w praniu,białe spodnie i czarne konversy.
Wyciągną łapy i zaczął wierzgać kopytami.
-Nie przytulisz, tak na dzień dobry? Rok się nie widzieliśmy!
-Był on najszcześliwszy w moim życiu!
-Uhu. A gdzie Bianchi?- zapytał kręcąc łepetyną.
-W sklepie.
-Idziemy do niej? Może kupisz mi ciacho przy okazji?- zapytał niewinnie.
-Tak, a potem do Mango Market po przyżądy do tortur za 4 wybite zęby. Promocja, KURWA!- ciepnąłem glutem o ziemię. Niestety szybko się pozbierał.- I zachowuj się do cholery normalnie, bo mi wstyd robisz!- powiedziałem i wyszedłem z szejkiem.
-Goku?- zagadną dzieciak dogoniwszy mnie.
-Hmm?
-A masz dziewczynę?
 Maj reakcjon:

-ŻE CO?!
-Zapytałem czy masz dziewczynę.
 O kurwa i wszyscy Święci.
-Chłopie, ile ty masz lat?
-14, a co?
 Lukłem półprzytomnie.
-Tu się lepiej zainteresój swoim życiem prywatnym. Jak będziesz wtrążalał nochal do mojego to w końcu coś ci go odgryzie.
 Zgarbił się i zmarkotniał.
-Miły jesteś.
-Uważaj z tym byciem emo, bo będziesz real Nico di Angelo.
 Łocyma wyłobraźni:

-A nie chciał bym żebyś mi machnięciem grabi wzywał trupy spod ziemi.
 Chłopak uśmiechnął się.
Właśnie obok nas przeszła jakaś babka z bachorem w wózku. Mruknęła coś do niego i weszła do Starbuksa. Dzieciak spojrzał na mnie z byka i radośnie powiedział:
-Śpieldalaj gdzie piepś lośnie!- i pokazał tłusty, środkowy paluch.
 Madafaka, że co?!
-Hay, może chodźmy, co?- zapytał Angelo i pociągnął mnie za grabie.
-Durny smarkacz...- rzucałem mięsem pod nogi.
-Spoko loko, idziemy do parku.
Supcio. Jestem ciągany jak jakaś chujowa szmacianka, mały sukinkot pokazał mi Znak Pokoju, a niedorobiona wersja truposza od Olimpijczyków ciągnie mnie w stronę parku.
 No kurwa, zajebiście!!
Weszliśmy do parku i o moło nie zaliczyłem randki z ziemią.
Na ławeczce naprzeciwko rozpierdolili się dwaj bracia z bląd kurtynami na gałach.Tak CI dwaj bracia.

Belphegor i Rasiel.
 PKP drugi raz, madafaka.
Gościu z różowymi słuchawkami raczył nas zauważyć i jak gdyby nic  zamachał grabią i pedział:
-Siemka, Tykająca Bombo!
-Ooo!- rozległo się za mną. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, że to Bianchi.- A ty co ty robisz, Bel?- zapytała stając obok mnie.
-Zarzywam tzw. relaksu. A ty?
-Wyszłam z Hayem na spacer po szejka i do centrum.
 Ochujałem. Ocipiałem. Ja ODUPIAŁEM!!
Moja siostra prowadziła najzwyklejszą rozmowę z tym przydupasem od Varii.
Heloł, istoty zwane Ludziami! Ogłaszam, że za chwilę będzie koniec Świata! Szampana dawać i biba! Wee!!
 Amen.
 Blondyn szturchną swojego śpiącego brata.
-Co? Jak? Gdzie?- mruknął inteligentnie Rasiel.
-Gówno głęboko w dupie!- warkną drugi i zwrócił się do mnie- No, Gokudera, co tu robisz?
-Wymieniam tlen na dwutlenek węgla, kurwa!- warknąłem.
Chłopak uniósł dłonie do góry w znaku pokoju.
-Tylko zapytałem, a ty od razu wyjerzdżasz z kurwami.- powiedział i podniósł kubek, który leżał pod jego nogami- Ziółek?
-Nie dzięki, nie mam zamiaru pić z twojego kubka.
 On tylko wzruszył ramionami i upił łyka.
-Bel, możemy dziś do was wpaść?- zapytała z nienacka Bianchi. Oczy zawisły mi na nitkach dentystycznych.
-Chcesz z tym dupkiem gdzieś iść? Może od razu podwiozę was na randkę!- siostrunia roześmiała się.
-Hay, ja z nim chodzę na kręgle. On wcale nie jest takim dupkiem jak myślisz.
-Dziękuję.- mruknął tamten.
 To by wyjaśniało, dlaczego czasem przychodzi do mnie do domu ubrana w koszulkę z kołnieżem i pada pytanie 'Pożyczysz kasę?'.
-A wiec ustalone.- powiedział Rasiel wstając i otrzepując spodnie.- Idziemy na nockę do nas, co, Bel?
 Wyszczerzył zęby.
-No ba!
 Bianchi i Angelo radośnie rykneli, a mi nogi wmurowało w trawę.
Nie ma co, zapowiada się ciekawy wieczór.


---------------------------------------
OMG, ale szybko! Jeszcze kilka części i dam wam spokój. ;3
Bez odbioru!!

~Akira xoxo

środa, 19 lutego 2014

A jak A-daj-mi-święty-spokój i Amen. Joł.

Noż do cholery jasnej i ciemnej, żeby to człowiek nie mógł w spokoju wyspać się do godziny CO NAJMNIEJ po 13!!
Szlag mnie trafia jak tuman od gazet wbija mi o 8.45 i jak tem cieć odźwierny stoi i jąka się 'A-ale j-j-ja z-z ga-z-zet-t-ą do p-p-an-na...' Ma się ochotę trzasnąć gościa i wsadzić mu tę gazetę w tylko sobie znane miejsce i kulturalnie pierdyknąć drzwiami, a co!
A przepraszam nie przedstawiłem się.
Bry dzień,jestem Hayato Gokudera.Daj mi święty spokój, a ci nie wpierdole.
Całkowicie rozbudzony po darciu mordy na gazeciarza,łaskawie ruszyłem swą  kościstą dupę w kierunku łazienki.
Luknąłem na lustro ( a chrzanić zasady BHP i gramatykę!) i ujrzałem zmaltretowanego życiem nastolatka z balkonami pod gałami, że szkoda mówić.Odgarnąłem kłaki do tyłu i wyszorowałem pniaki ( tu; zęby). Skończywszy higienę osobistą skierowałem swoją skromną osobę w kierunku kuchni.
Pan Hayato poleca na dziś; płatki kukurydziane z mlekiem, tost z dżemem x2, sok pomarańczowy.
I wszysto szlag trafił, bo jak się okazuje tego ostatniego nie ma! Znowu będę musiał popylać do Tesko, Kerfura lub innego dziadostwa.
Zrobiłem resztę śniadania i już miałem usiąść, gdy coś nagle zdrowo huknęło.
Ja, jak to ja, wyrzuciłem tacę ze śniadaniem i z okrzykiem 'Łożeszkurrrwaaa!!' zatańczyłem dupotango na kafelkach. Jako moja partnerka, radośnie jebnęła mnie w głowę miska.
 Dzień dobry, nazywam się Hayato Gokudera, jestem wkurwiony jak siedem skurwysynów,a na głowie mam byłe śniadanie.
PKP.Pięknie,kurwa,pięknie.
Nagle coś mi przysłoniło oczy.
-O kuźwa, oślepłem czy jak?!- wydarłem ryja.
-No wiesz, Hayato, co ci mówiłam o przeklinaniu?
 No to mam przejebane.
Nademną stała maja przyrodnia czy jaka tam inna siostra-Bianchi.
Ubrana była w koszulkę odsłaniającą ramiona i brzuch,koloru-jak mniemam-fioletowego,dżinsowe szortu i konversy (spadać na bambus, przez 'v'!!).Na facjacie oczywiście gościły gogle.
-Nie wiesz,że kulturalni ludzie pukają a dopiero potem wchodzą?A nie na odwrót?-burknąłem.
 Bianchi zmarszczyła czoło po czym usmiechnęła się i pstryknęła mnie w nos.
-Hayato,czy ty nie wiesz,że ja to po prostu odziedziczyłam po tobie?
-Mhm, jasssne,a ja jestem Dżastin Bibszter.
-Biber.
-ACHA!-ryknąłem oskarżycielsko kierując na nią palec-Czyli jednak jesteś jego fanką?
 Z tym Bibszterem to chyba powinienem wyjaśnić.
Kiedyś przyłapałem Bianchi jak słuchała tzw. jego 'spiewu'.Bardziej to-to przypomina krzyki czterolatka,który nawdychał się azotu.W każdym razie,uznałem,że jest jego fanką i od tamtej pory uparcie próbuję tego dowieść.
 Haha.Stare nawyki.
Siostra zaczęła zaplatać mi warkoczyki,co robiła zawsze gdy była zakłopatana.Zawsze jakaś praca manualna i ZAWSZE na moich włosach.
-Hay, wiesz przecież,że to był tylko ten jeden raz.-mruknęła.
-Tsa,i pewnie nie masz jego plakatów w pokoju,co?
-Yyy...
 No tak.'Yyy' zawsze wszystko wyjaśnia.
-No dobra,miła pani, daj mi wstać i idę się ubrać.Może też ogarnąć kudły.
 Ruszyłem krokiem kulawej gazeli w kierunku swojego pokoju.Szafiszcze otworzyłem i wyciągnęłem byle jakie łachy.Wdziałem co było i z powrotem jazda na dół.
-Hay,a może gdzieś wyskoczymy?-zawyła moja siostra z kuchni.
-Odpowiem ale nie mów do mnie Hay.-warknąłem wchodząc do obkafelkowanego pomieszczenia.
-A jak inaczej?Sam mówiłeś,że 'Hayato' na mieście to wstyd i hańba.
 No dzięki,wieśmenko.
-Niech juz będzie ten Hay.-mruknąłem-A gdzie chcesz dokładni iść?-zapytałem obojętnie.
-Hmm...Może byśmy poszli na szejka?Taka...rodzinna odnowa znajomości!-uśmiechnęłła się.
 Jasne,spoko i glanc.A podczas tego odnawiania znajomości rodzinnej pewnie wepchniesz mi papierową parasolkę do nosa.
Ale co ja poradzę?
-A niech citam będzie.I tak pewnie wyciągniesz mnie na jakieś zakupy,a ja też musze kupić kilka rzeczy.
-No widzisz!A więc idziemy podbijać centrum!!-i wyszła ogarnięta modowym szałem.
Ehh,tan dzień będzie jak srajtaśma.
To jest dłuuuuu(jeszcze kilka 'u')uugi i do dupy.

------------------------
Hahahahaha!(warjacki śmiech) Yeah!Udało mi się coś napisać!
No to czekam na recenzje.A jeśli buendy som to chu..steczka z tym i kropka!
Sayonara!!
~Akira xoxo

piątek, 24 stycznia 2014

Zakaz!!

Przepraszam, nie bijcie!! (chowa się za ścianą i udaje, że jej nie ma)
Mam zakaz na pisanie na blogu.
Gdzieś tak do 1 kwietnia...
Serio przepraszam, może jak będę miała na informatyce czas wolny to coś wstawię.
Obiecuję, obiecuję, obiecuję!!
TT-TT

~Akira xoxo








Blogu! Nie zostawiaj mnie samej!! T^T






















sobota, 4 stycznia 2014

Black Butler ' Nowy demon '

Cześć!
Kilka dni po nowym roku leciała mi krew z nosa.
O Matulu! Gdzie jest mop?!
No i wczoraj wzięłam tabletkę na sen, która rozłożyła mnie, tak, że spałam do 11.30.
Skuteczny sposób babci:

TADA! Oto moje wytłumaczenia! Najmocniej przepraszam i piszę!!


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czarnowłosy chłopiec stał na środku drogi i patrzył na zrujnowaną wioskę. Westchnął głęboko i rozejrzał się. Z oczy potoczyły się olbrzymie łzy. Usiadł na ziemi i schował twarz w dłoniach.
-Dlaczego płaczesz? - usłyszał zimny głos. Podniósł głowę. Nad nim stała wysoka brunetka. Ubrana była w czarną aksamitną suknię, białe podkolanówki i czarne buty na obcasie. Jej wzrok przeszywał go jak rentgenem.
-Dlaczego płaczesz?- spytała ponownie.
-Przeżyłem jako jedyny. Dziwisz się? Moi rodzice nie żyją.- pociągną nosem i popatrzył przed siebie pustym wzrokiem.- Chciałbym mieć kogoś kto by mnie kochał.- dodał ciszej.
-Możemy zawrzeć układ.- odezwała się dziewczyna - Jak się nazywasz?
Wytarł oczy rękawem koszuli.
-Jim Norris.
-Miona Alabaster.
Spojrzał na nią.
-Kim ty jesteś?- zapytał cicho.
Wykrzywiła usta w krzywym uśmiechu.
-Jestem demonem.- oczy zalśniły czerwienią. Nie była to jedyna zmiana. Usta i paznokcie zrobiły się czarne. Włosy [ swoją drogą były zaplecione w warkocz ] opadły do połowy uda. Ubranie dziewczyny zamieniło się w jeszcze dłuższą, czarną suknię czerwoną wewnątrz, ze stojącym kołnierzem.
Wyciągając do niego dłoń.
-Nie musisz się mnie bać.- powiedziała cicho. Patrzył na nią z przerażeniem.- Wystarczy, że złapiesz moją rękę.
-I co się wtedy stanie?- zapytał.
-Będę cię chroniła póki nie będziesz bliski śmierci. Wtedy odbiorę twoją duszę. To wszystko.
Zgadzasz się? - wpatrywała się w niego intensywnie.
Odetchną głęboko.
-Tak. - podał jej, która zalśniła. Promień światła przeszedł po jego ciele i zatrzymał się na wysokości pępka. Podniósł koszulę. Po prawej stronie brzuch znajdowała się gwiazda wpisana w kółko.

-Pentagram.- wyszeptał. Dziewczyna pokazała mu swoją dłoń.
-Widzisz? Jesteśmy teraz złączeni. Będę twoją opiekunką. Nie odstąpię cię na krok.
Podniósł głowę i popatrzył się na nią.
Ona uśmiechnęła się. Tym razem jednak był to ciepły uśmiech.
Potem zrobił coś, czego ona się nie spodziewała.
Mianowicie przytulił ją.
-Dziękuję.- wyszeptał. Znowu zapłakał. Ale teraz był szczęśliwy.

                                                                                ***
Jim obudził się. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Był to mały pokój z kilkoma obrazami na ścianach.
Drewniane ściany promieniowały ciepłem.
Nagle drzwi się otwarły i wkroczyła Miona z tacą.
-Dzień dobry, Jim.- uśmiechnęła się. Chłopiec odwzajemnił gest i zabrał się do jedzenia. Śniadanie było bardzo skromne. Składało się z chleba z powidłami, szklanką mleka i jajecznicy.
Kiedy skończył spytał:
-Gdzie my jesteśmy?
-W Londynie.- odparła kładąc na krześle obok czyste ubrania.- Wstawaj i się ubieraj, zaraz idziesz ze mną na targ.
Chłopiec wyskoczył z łóżka jak z procy. Potem umył zęby i był gotowy.
Wyszli razem na główny rynek. Wszędzie roiło się od kupców wychwalających swój towar.
Kupili wszystko co potrzebne i poszli dalej.
-Teraz - odezwała się Miona - idziemy po jakieś dobre buty za trzy pensy.- doszli do sklepu z ogromną kursywą TOM I TINA : NAJLEPSZA ODZIERZ W LONDYNIE.
Brunetka zerknęła na chłopca.
-Poczekaj tu, ja zaraz przyjdę.- sięgnęła do koszyka i podała mu rumiane jabłko po czym zniknęła w sklepie. Jim zatopił zęby z uśmiechem w soczystym owocu. Ledwie zjadł dwa gryzy usłyszał krzyk.
-EJ, TY! SMARKU!- odwrócił się. W jego kierunku szedł rudy jak wiewióra chłopak i trzy inne osiłki - Gdzie twoja mamusia, co, glucie?!
-Miona? Ona weszła do skle... - zanim skończył dostał od rudzielca w zęby. Krew i niedojedzone jabłko prysnęły na ziemię.
-Dzieci, co wy robicie?! Chłopcze, dlaczego go uderzyłeś?! - krzyknęła jakaś pulchna kobieta. Rudy splunął w jej stronę, a jego osiłki zarechotały. Jim otarł łzy zmieszane z krwią i wstał z ziemi.
-Patrzcie chłopaki, jaki mazgaj!- krzyknął wiewióra. Zaraz Jim z powrotem upadł na ziemię kopany przez czterech chłopaków o barach wielkości framugi.
-Wy to się chyba w drzwiach nie mieścicie, co?- zapytał Jim między jękami. Rudy kopnął go w brzuch, a ten wypluł sporą ilość krwi.
-CO TY U DIABŁA ROBISZ?! - rozległ się ryk. Jego właścicielką była Miona, która wyszła właśnie ze sklepu. Piękna dziewczyna, zazwyczaj spokojna i roześmiana wyglądała jak dzikie zwierzę. Na dodatek, w dłoni dzierżyła łopatę. Zamachnęła się i przyłożyła jednemu z osiłków rudego wybijając mu przy tym kilka zębów. Dwóch pozostałych podcięła, a trzeciego skopała z pół obrotu. Rudy rozejrzał się przerażony i uciekł krzycząc przez ramię:
-Powiem mojemu tacie!
-A żeby ciebie i jego diabli wzięli!!- ryknęła za nim Miona. Kobiety i mężczyźni patrzyli na nią z niedowierzaniem. Podała Jimowi łopatę i powiedziała:
-Chodź, idziemy do domu. Muszę cię opatrzeć.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Muah, pierwsza część! Mała prośba - dajcie jeden komętarz, co? Ja będę się cieszyła jak dziecko, a was wiele to nie kosztuje.
Jeśli są jakieś buędy, to prożę mnię powiadomić. Stokrotnie ciękuję z góry. ;)
~ Akira xoxo