-Hay, to teraz idziemy w stronę Haijemu...-mówiła najwyraźniej nie zauwarzywszy, że mam to kompletnie w dupie.-A potem musimy kupić coś Rebornowi, bo w tym starym garniaku nie może chodzić, a skoro ma być ze mną to musi wyglądać przyzwoicie...-paplała.
Ładafaka, won, kurwa, opcja niedostępna!!
-Bianchi, widzisz gdzieś, żebym miał napisane na czole, tudzież gdzieś indziej 'OSOBISTY TRAGARZ'?!-warknąłem zdmuchując kosmyk kłaków, bo w chuja nie miałem go jak odgarnąć łapami. I zastanawiam się czy to nie przez te szmaty, z którymi zapierdzielam przez pół sklepu...?
Nie, napewno to coś innego! Jakbym mógł zwalać winę na zwykłe,pierdolnięte szmaty, ja się kurwa pytam?!!
-Hay, nie denerwój się! Znasz to powiedzenie, że złość piękności szkodzi...?- zapytała machając łapskiem. WOLNYM. To drugie też.
Patrzcie no. Wieś tańczy i śpiewa.
-Bunt, kurwa wszczynam!!- ryknąłem na pół centrum i rzuciłem szmaty na usyfioną podłogę.-Sama sobie noś te łachy, jam wolny człek!- kulturalnie skopałem odzież i zaplotłem ręce na piersi.
-Hay, psujesz najnowszą kolekcję Gucciego!- krzyknęła i zaczęła zbierać łachy. Gdybym to ja umierał postrzelony, z bebechami na wierzchu i potraktowany kwasem solnym lukłaby tylko i poszła na tzw. koktajl.
-A chuj z tym. Idę na szejka do Starbuksa.- i zadowolony z siebie ruszyłem z miną Pudziana, który podniósł 3500 kilo.
Oczywiście życie znów zrobiło ze mnie ciula.
Już miałem wyjść, gdy jakiś menel stojący opodal wypuścił piwo, a ja całym swoim jestestwem pojechałem jak na łyżwach. Nie zapominajmy, że wydarłem ryja na cały regulator. A dokładnie to ;
-OŻESZKURWAAAWDUUPĘMAAAAĆ!!!
Powtórka z rozrywki?
Dats faking kłeszczyn.
Kiedy się pozbierałem, o mało co nie wpierdoliłem menelowi, który cieszył facjate jak chyba nigdy dotąd.
Poczułem jak w żołądku flaki burzy mi wielka kula do rozbiórek z rozchachaną Majli Krus na szczycie bez majtek.
Ale dobra, mam jeszcze przed sobą całe życie, c'nie? Chyba...
A więc ruszyłem ruchliwą w chusteczkę ulicą w strone najbliższego Starbuksa. Musiałem powstrzymać się od grymasu wstrętu, gdy podeszła do mnie jakaś laska z BFF i pojechała po chamskiej gadce.
-Siemasz dziecinko. Wyglądasz na fajnego, wiesz? Może gdzieś wieczorem wyskoczymy?- zapytała przejerzdżając mi szponem po klatce piersiowej.
-Kuszące, ale chyba zrezygnuje. Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż trzymanie się za łapę z jakimś plastikiem.- burknąłem.
Z facjaty zszedł jej uśmiech po cytrynie.
W dupie je mając (,że się tak wyrarzę) ruszyłem w dalszą drogę.
Musiałem jeszcze manewrować przez labirynt tutejszych fujar i ich kobiecej wersji, ale w końcu stanąłem przed upragnionym miejscem.
Amen, Alleluja i reszta pierdół, Ojcze Pobożny!!
Spokojnym krokiem podeszłem do kasy i stanąłem czekając, aż jakiś gość/gościówa łaskawie podejdzie.
I podeszła bląd gościówa. Tyle że spaliła cegłę na mój widok. Udałem, że nie widzę.
-Co podać?- zapytała rozdygotana.
-Szejka waniliowego, poproszę.
Blądyna odwróciła się i zaczęła przyżądzać koktajl. W końcu się odwróciła i podała upragnione zamówienie.
-15,50 się należy.- mruknęła.
-Prosz.- podałem kasę i zacząłem odchodzić.
-HAYATEK!- usłyszałem radosne ryknięcie.
O żerz ty w glany spawany i w kucyki czesany.
Odwróciłem się i momentalnie zacząłem zwiewać.
Dlaczego?
Ponieważ, gonił mnie pomiot niejakiego Szatana. To znaczy, mój kuzyn, ale w cholerę daleki.
Przedstawiam wszystkim Angelo Gokuderę.
Puk, puk. Dziędobry, to Piekło.
Czarnowłose to-to rzuciło się na mnie i zaczęło zgniatać policzki, ciesząc ryja niemiłosiernie.
-Yo, gangsta, kuzynku!-wydarł paszczę.
-Nie przyjebię ci, nie przyjebię...- warczałem pod nosem.
Bry wszystkim, maj nejm is Hayato, nazwisko Gokudera. Przygniata mnie 26,7 kg czystej miłości. Bez wzajemności.
Nawet już nie czuje, kiedy rymuje.
-Złaź ze mnie, ty niedomyju jeden!- wrzasłem.
-Nie-e!
-Oj, to ci kurwa pomogę...!- złapałem czupiradło za przetartą wojskową kurtkę i ściągnąłem z pleców trzymając to-to za frak.
Czarnowłosy bachor szczerzył pełen garnitur pniaków. Ubrany w wcześniej wspomnianą kurtkę, moją koszulkę, którą naumyślnie skurczył w praniu,białe spodnie i czarne konversy.
Wyciągną łapy i zaczął wierzgać kopytami.
-Nie przytulisz, tak na dzień dobry? Rok się nie widzieliśmy!
-Był on najszcześliwszy w moim życiu!
-Uhu. A gdzie Bianchi?- zapytał kręcąc łepetyną.
-W sklepie.
-Idziemy do niej? Może kupisz mi ciacho przy okazji?- zapytał niewinnie.
-Tak, a potem do Mango Market po przyżądy do tortur za 4 wybite zęby. Promocja, KURWA!- ciepnąłem glutem o ziemię. Niestety szybko się pozbierał.- I zachowuj się do cholery normalnie, bo mi wstyd robisz!- powiedziałem i wyszedłem z szejkiem.
-Goku?- zagadną dzieciak dogoniwszy mnie.
-Hmm?
-A masz dziewczynę?
Maj reakcjon:
-ŻE CO?!
-Zapytałem czy masz dziewczynę.
O kurwa i wszyscy Święci.
-Chłopie, ile ty masz lat?
-14, a co?
Lukłem półprzytomnie.
-Tu się lepiej zainteresój swoim życiem prywatnym. Jak będziesz wtrążalał nochal do mojego to w końcu coś ci go odgryzie.
Zgarbił się i zmarkotniał.
-Miły jesteś.
-Uważaj z tym byciem emo, bo będziesz real Nico di Angelo.
Łocyma wyłobraźni:
-A nie chciał bym żebyś mi machnięciem grabi wzywał trupy spod ziemi.
Chłopak uśmiechnął się.
Właśnie obok nas przeszła jakaś babka z bachorem w wózku. Mruknęła coś do niego i weszła do Starbuksa. Dzieciak spojrzał na mnie z byka i radośnie powiedział:
-Śpieldalaj gdzie piepś lośnie!- i pokazał tłusty, środkowy paluch.
Madafaka, że co?!
-Hay, może chodźmy, co?- zapytał Angelo i pociągnął mnie za grabie.
-Durny smarkacz...- rzucałem mięsem pod nogi.
-Spoko loko, idziemy do parku.
Supcio. Jestem ciągany jak jakaś chujowa szmacianka, mały sukinkot pokazał mi Znak Pokoju, a niedorobiona wersja truposza od Olimpijczyków ciągnie mnie w stronę parku.
No kurwa, zajebiście!!
Weszliśmy do parku i o moło nie zaliczyłem randki z ziemią.
Na ławeczce naprzeciwko rozpierdolili się dwaj bracia z bląd kurtynami na gałach.Tak CI dwaj bracia.
Belphegor i Rasiel.
PKP drugi raz, madafaka.
Gościu z różowymi słuchawkami raczył nas zauważyć i jak gdyby nic zamachał grabią i pedział:
-Siemka, Tykająca Bombo!
-Ooo!- rozległo się za mną. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, że to Bianchi.- A ty co ty robisz, Bel?- zapytała stając obok mnie.
-Zarzywam tzw. relaksu. A ty?
-Wyszłam z Hayem na spacer po szejka i do centrum.
Ochujałem. Ocipiałem. Ja ODUPIAŁEM!!
Moja siostra prowadziła najzwyklejszą rozmowę z tym przydupasem od Varii.
Heloł, istoty zwane Ludziami! Ogłaszam, że za chwilę będzie koniec Świata! Szampana dawać i biba! Wee!!
Amen.
Blondyn szturchną swojego śpiącego brata.
-Co? Jak? Gdzie?- mruknął inteligentnie Rasiel.
-Gówno głęboko w dupie!- warkną drugi i zwrócił się do mnie- No, Gokudera, co tu robisz?
-Wymieniam tlen na dwutlenek węgla, kurwa!- warknąłem.
Chłopak uniósł dłonie do góry w znaku pokoju.
-Tylko zapytałem, a ty od razu wyjerzdżasz z kurwami.- powiedział i podniósł kubek, który leżał pod jego nogami- Ziółek?
-Nie dzięki, nie mam zamiaru pić z twojego kubka.
On tylko wzruszył ramionami i upił łyka.
-Bel, możemy dziś do was wpaść?- zapytała z nienacka Bianchi. Oczy zawisły mi na nitkach dentystycznych.
-Chcesz z tym dupkiem gdzieś iść? Może od razu podwiozę was na randkę!- siostrunia roześmiała się.
-Hay, ja z nim chodzę na kręgle. On wcale nie jest takim dupkiem jak myślisz.
-Dziękuję.- mruknął tamten.
To by wyjaśniało, dlaczego czasem przychodzi do mnie do domu ubrana w koszulkę z kołnieżem i pada pytanie 'Pożyczysz kasę?'.
-A wiec ustalone.- powiedział Rasiel wstając i otrzepując spodnie.- Idziemy na nockę do nas, co, Bel?
Wyszczerzył zęby.
-No ba!
Bianchi i Angelo radośnie rykneli, a mi nogi wmurowało w trawę.
Nie ma co, zapowiada się ciekawy wieczór.
---------------------------------------
OMG, ale szybko! Jeszcze kilka części i dam wam spokój. ;3
Bez odbioru!!
~Akira xoxo




